AK Travel

AK Travel
AK Travel - podróże na zamówienie

środa, 11 marca 2015


Przez pustynię (śniegu).  

 


W lutym tego roku miałem okazję kolejny raz odwiedzić Jordanię w tym Amman, Karak i Petrę. Wszystko odbywało się zgodnie z wcześniejszym planem do czasu gdy znaleźliśmy się w Ammanie. Tu podczas zwiedzania królowały dwa słowa „snow storm”, wypowiadane z trwogą przez prawie wszystkich spotkanych ludzi, przewodników, policjantów i  innych. „Burza śnieżna” a po naszemu opady śniegu. Pełny paraliż. Premier rządu zawczasu ogłosił dwa kolejne dni dniami wolnymi, zamknięto szkoły, zakłady pracy, sklepy. Wszyscy z niepokojem spoglądali w niebo a tam …. słoneczko świeci, żadnych ciężkich chmur ani wichury. Owszem padał dość zimny deszcz, a temperatura na poziomie 5 stopni daleka była od normy i wieściła złe czasy.  

            Następnego dnia wybraliśmy się do Madaby, na górę Nebo, do zamku krzyżowców  al-Karak, aby w końcu osiągnąć Petrę. Tak jak przewidywałem nic się nie stało, ale ulice, miasteczka, wsie i pola opustoszały. Po zrealizowaniu całości programu dotarliśmy do Petry. Nie padało (może trochę deszczu) przez całą drogę. Nawet przewodnik zaczął żartować, mówiąc, że teraz pewnie premier modli się o śnieg. No bo jak, wszystko zamknięte, nikt nie pracuje ani się nie uczy a tu…. nic. Jednak premierowi się udało – w nocy napadało w Petrze aż 5 cm śniegu. Rankiem „Petra umarła”. Wszystko zamknięte, żywego ducha na ulicach i nawet antyczna Petra zamknięta na głucho. Po kilku godzinach pozwolono nam wejść na teren starożytnej Petry, przejść świętą drogą -  Siq, ale tylko do Skarbca. No dobra ale gdzie ten śnieg? Przy dodatniej temperaturze zniknął zanim nastało południe. Niespodzianka spotkała nas w hotelu. Policja zamknęła wszystkie drogi wokół Petry i zabroniła wyjazdu. Otóż Wadi Musa, w której znajduje się Petra  położona jest na wysokości 810 m n.p.m.  Natomiast wszystkie wyjścia przechodzą przez przełęcze na minimum 1300 m n.p.m. a tam to już tragedia – 30 cm śniegu, mokro, ślisko i niebezpiecznie. No to utknęliśmy.

            Późnym popołudniem pozwolono mam wyjechać do …. Ammanu (na północ), choć moim dalszym kierunkiem była Akaba (na południe).  Kiedy wdrapaliśmy się na szczyt okalających Petrę wzgórz zobaczyliśmy pustynię śniegu. Pustynia, jak okiem sięgnąć śnieg, i gdyby nie pomykające wielbłądy nic by jej nie przypominało.  Drogi zasypane, a że ruchu nie ma to nawet śnieg nie był rozjeżdżony, na dodatek dodatnia temperatura spowodowała, że stał się mokry, ciężki i lepki. Droga do Ammanu zajęła nam 6 godzin. Amman zasypany śniegiem i – podobnie jak Petra – miasto wymarłe. Następny dzień, nie pada świeci słońce ale miasto dalej nieżywe (akurat była sobota). Na poboczach ulic zwały śniegu a środkiem wartko płynie woda. Chciałem dostać się do granicy z Izraelem na Alenby Bridge. No cóż różnica  wysokości to 1200 m więc cały śnieg – woda z Ammanu spływa … do morza Martwego, dokładnie naszą drogą. Znowu blokada i oczekiwanie. Udało się, granica. Na dole – 400 m poniżej poziomu morza piękna słoneczna pogoda, ani grama śniegu i wody. Miałem nadzieję że to już koniec tej przygody i dotrę szybko do Taby (miałem tam być wczoraj wieczorem) 


             Tak nas żegnała Petra

 
                                                  A tak powitał Amman

 Nie wiedziałem jeszcze, że tamtej nocy w Jerozolimie, Hebronie i Betlejem spadło ok. 50 cm śniegu i podobnie jak Amman - „Jerozolima umarła”.  Na szczęście nie musiałem tam jechać, zatem Dead See Highway wzdłuż Morza Martwego ruszyłem na południe. Droga skończyła się po 60 km. Przed En Gadi policyjna blokada. Nie przejedziecie woda zerwała zbocze i zasypana jest droga na długości ok. 1 km. – oznajmia policjant, musicie zawrócić. No ale jak dostać się na południe? Drogą do Jerozolimy, później na Tel Aviv, stamtąd Pustynią Negew do Ber Shevy a tam przez Arad zjedziecie na końcu morza Martwego. To jakieś 200 km dalej. Dzielnie wracamy i jedziemy wskazaną drogą. W Jerozolimie dzieci bawią się śnieżkami, na drogach samochody zatrzymują się i wszyscy lepią bałwany, robią zdjęcia. Kilka kilometrów za Jerozolimą jadąc już do Ber Shevy mijamy zielone pola, słońce mocno grzeje i nic nie wskazuje na dalsze przygody. Tuż przed zjazdem na właściwą drogę na końcu morza Martwego, mijamy miejsce gdzie kiedyś stała Sodoma. Nie trzeba kataklizmu – wystarczy trochę śniegu i powtórka gotowa – pomyślałem. Chyba w złą godzinę bo już na wjeździe na właściwą drogę, kolejna blokada. W lewo na En Gadi nie przejedziecie tam zasypana droga – mówi policjant, na szczęście my w prawo na południe - mówię. Tam też nie przejedziecie, 4 km stąd woda zerwała most, przejazdu brak. Na dowód pokazuje mi filmik nagrany telefonem komórkowym. Znowu wracamy na pustynię Negew. Tym razem kółeczko tylko 45 km, zjeżdżamy na drogę i …. skręcamy na południe. Do granicy Egipskiej dojeżdżamy dopiero ok. 20.00.  Cóż, można toczyć spory i wojny, można zwyciężać i przegrywać, ale tu pokonał wszystkich śnieg  - 50 cm śniegu.  Warto o tym pamiętać planując wyjazdu w styczniu lub lutym do Izraela i Jordanii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz